Wczoraj nie udało się zjeść mało. Ciągle tylko coś jadłam i wymiotowałam. Tak było chyba z 4-5 razy... Masakra. Dziś już zjadłam wegańską wersję sałatki jarzynowej (bez jajka i z majonezem z kalafiora) oraz selerybę. Razem ok. 600 kcal liczę. Pewnie wynosi mniej, ale lubię zawyżać (dzięki temu jem mniej). Nie planuję nic więcej jeść. Może ewentualnie wieczorem na imprezie (będę tam pracować) poleje się wódka.
Jutro mogę też się nie zmieścić w limicie, bo przychodzi siostra z chłopakiem oraz mój kochany.
Jestem mocno zmęczona. Oczy mi lecą.
Wczoraj ciocia mnie tak oglądała, obserwowała... ale nic nie powiedziała. Ona zawsze zwraca uwagę na wagę, więc zastanawiam się czy tu chodzi o to, że tak mocno przytyłam, czy że schudłam.
Nie odebrałam jeszcze wagi. Jest w kiosku, bo wysyłka była przez "Paczka w ruchu". Wyobraźcie sobie, że każą mi ją odebrać jeszcze w ciągu 2 dni, bo potem odeślą? Szkoda, że przez te jebane 2 dni są święta i nie mam możliwości jej odebrać, do chu*a...
Nie ma co opowiadać już chyba :)
Wesołuch Świąt!
Bilans bardzo ładny, a jeden łakomy dzień w roku każdemu się może zdarzyć. Ważne że walczysz dalej. Trzymam kciuki żeby wszystko szło po Twojej myśli
OdpowiedzUsuńTrufla
niczymmotyl.blogspot.com
Dasz radę Niunia 😘
OdpowiedzUsuń