piątek, 15 grudnia 2017

Imprezowiczka

Wczoraj i dzisiaj wyższe bilanse, ale zmieściłam się w tygodniowym limicie.

14.12.2017
- pół brokuła gotowanego na parze (80)
- 2x sok pomidorowy (120)
- piernik (75)
- ok. 200 ml whisky (440) + cola zero
Razem: 715 kcal

15.12.2017
- zupa krem marchewkowa (bulion na warzywach) bez żadnych tuczących dodatków oprócz oliwy (100)
- trochę frytek z piekarnika (300)
- trochę chipsów (400)
- 2x herbata z cukrem (100)
Razem: 900 kcal


Bilanse ładne, ale śmieciowe. Wczoraj konkretnie pobalowałam. Mimo to cały czas starałam się pilnować.. Piłam colę zero. Dziś cały dzień się lenię w domu. Miałam lekkiego packmana (na kacu), więc dlatego zjadłam te frytki i chipsy, które później z poczucia winy wyrzygałam. Jednakże nie wiem czy pozbyłam się wszystkiego, więc nadal liczę te kalorie. Jutro mój bilans będzie znowu podobny do tych, bo idę na wigilię pracowniczą (czyt. zakrapianą imprezę).

Jestem z siebie dumna, że mimo dzisiejszego apetytu nie rzuciłam się na jedzenie, a miałam na co ;)
Zamiast tego pooglądałam thinspiracje na instagramie i się powstrzymałam.

Właśnie przed chwilą zamówiłam wagę! Już niedługo będę mogła się regularnie ważyć!!!

@Kotuś
Chodzi o to, że nie czuję się w niczym zbyt dobrze... Uważam, że jestem gruba i to sprawia, że czuję się źle. Poza tym w mojej pracy są praktycznie same szczupłe dziewczyny. Na imprezę też chyba tylko takie idą.

Dziś zadzwoniła do mnie przyjaciółka i współlokatorka jednocześnie z informacją, że ma podejrzenie raka... Bardzo mnie ta informacja przybiła... Mam ogromną nadzieję, że to pomyłka... że nie jest tak ciężko chora...


Ps. Nie uważam się za imprezowiczkę, a tytuł taki, bo teraz mam co chwilę jakąś imprezę ;)


1 komentarz:

  1. Podziwiam, że podczas imprezy udało Ci się mieć taki bilans.
    Zapraszam również do siebie ^^ :
    http://proanaandi.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń