Heeeej :)
Jestem! Wróciłam.
Niestety poza granicami miasta i domu poszło mi o wiele gorzej i wczoraj zjadłam z 1500 kcal, a dziś chyba jeszcze więcej (część zwróciłam - była bulimiczka nie ma z tym wyzwań). No cóż, nic co wielkie nie przychodzi łatwo, a ten kto upada albo wstaje, albo się użala nad tym, że upadł i dalej leży... Ja wstaję. Jutro 100 kcal i ani jednej kalorii więcej :) Potem w poniedziałek pewnie 200, wtorek 300, środa 200 (bo znowu tam jadę, więc trzeba oszczędzać kasę :P), czwartek 100, piątek 200 (+ewentualnie alkohol, bo jadę w góry ze znajomymi) , sobota cheat day (ale zdrowo + alkohol w granicach normy). Wiem, że wśród znajomych nie będzie tak łatwo, a poza tym ciężko będzie mi nie korzystać z dobrodziejstw hotelu przy szwedzkim stole. Nie oszukujmy się! :)
Będę jednak się pilnować.
Trzymajcie kciuki!
Czyli mam plan na ten tydzień.
Spotkałam się z X, który znowu zaczął mi mieszać w główce. Ciągle o nim myślę, tęsknię. I widzę się z nim znowu z środę, ale jednak nadal chciałabym go mieć przy sobie. Nie wiem co w nim takiego jest, nie wiem co mnie tak ciągnie... Po prostu przy nim czuję się mega bezpiecznie! Teraz on stał się moim celem, muszę z nim być, czuję chemię :P
I żeby nie zabrzmiało to źle - nie mam za cel podboju kogoś, dawno mi się nikt tak bardzo nie podobał :)
Byłam też wczoraj na mojej pierwszej w życiu imprezie akademickiej :D Faaajnie!
A i dziś zabłądziłam w tunelu podziemnym, który wygląda jak mega labirynt, potem uniknęłam kary od kanara (zapomniałam legitki), przejechałam 3 przystanki, kupiłam bilet powrotny do domu ze złą datą i jeszcze się okazało, że buty, które wczoraj kupiłam za 130 zł są tak źle wyprofilowane czy coś, że aż mi stopy drętwieją (nie da się w nich chodzić...). A X poszedł na piwo z koleżanką ach... Ciężki dzień, ale już jestem w domu bezpieczna...
No, moi kochani, będę kończyć :) Mam nadzieję, że Was nie zanudziła ta opowieść rodem z opery mydlanej ;)
Buziak!!! :*



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz